Joanna Wójcik wpis utworzony wpis edytowany
[Wywiad] Latająca Szkoła dla Kobiet: Bój się i rób!
Powrót do listy wpisówAgata Dutkowska, założycielka Latającej Szkoły dla Kobiet, jak sama mówi, pomaga za jej pośrednictwem kreatywnym kobiecym biznesom rozwijać skrzydła.
Socjolożka, artystka. Zaczynając w swojej pracowni plastycznej na krakowskim Zabłociu udowodniła, że nawet przy niewielkich nakładach finansowych można zbudować rentowny biznes i zaangażowaną społeczność… wystarczy pomysł, w który się wierzy i znajomość odpowiednich narzędzi marketingowych.
Powstała w 2011 roku Latająca Szkoła to dzisiaj:
- comiesięczne, darmowe Latające Kręgi Miejskie organizowane w 8 miastach w Polsce,
- cotygodniowy newsletter - Poczta Pantoflowa, który ma ponad 7500 subskrybentów,
- coroczne Zloty organizowane w Krakowie, w których bierze udział ponad 200 osób oraz
- roczna szkoła on-line.
Celem Szkoły jest wspieranie i edukacja twórczych kobiet i ułatwienie im realizacji pomysłów biznesowych, tak aby zaczęły przynosić zyski.
W wywiadzie dla FreshMaila, Agata Dutkowska mówi o tym dlaczego kryzysy to nieunikniona część każdego biznesu i dlaczego newsletter jest głównym narzędziem sprzedaży w jej biznesie.
1. Kiedy i w jakich okolicznościach zrodził się Twój pomysł na Latającą Szkołę? Co Cię zainspirowało?
Latającą Szkołę założyłam w momencie kiedy miałam już dosyć bycia „królową fuch”, czyli freelancerką z dwoma dyplomami dość prestiżowych uczelni, która wiedziała, że w okolicy nie ma dla niej pracy na etacie, która byłaby jednocześnie satysfakcjonująca i dobrze płatna.
Miałam za sobą pierwsze doświadczenia w prowadzeniu biznesu, bo przez trzy lata prowadziliśmy z przyjaciółmi firmę Insiders, zajmującą się alternatywnym oprowadzaniem po Krakowie. Robiliśmy coś, co kochaliśmy, ale mieliśmy bardzo nikłe pojęcie o marketingu i o prowadzeniu firmy.
W pewnym momencie powiedziałam sobie „dość tego, pora na to aby nauczyć się prowadzenia własnego biznesu, to na pewno nie jest takie trudne, to nie jest fizyka kwantowa”. Moim pierwotnym celem było zdobycie wiedzy, która pomoże mi zreformować naszą firmę turystyczną.
Zaczęłam uczyć się o marketingu, o budowaniu marki w sieci, o tworzeniu stron www. To była fascynująca wiedza i poczułam, że szkoda, gdybym się nią nie podzieliła z innymi. Na początku z moimi koleżankami. Niekomercyjnie.
W ten sposób narodziła się Latająca Szkoła, w mojej pracowni plastycznej na krakowskim Zabłociu odbywały się pierwsze warsztaty, na które przychodziły tylko moje koleżanki. W bardzo organiczny sposób mój pomysł zaczął się rozwijać.
Muszę przyznać, że ucząc się o marketingu, zaczęłam mieć wielką ochotę na tworzenie bazy subskrybentów i wysyłanie inspirujących newsletterów - to był jeden z czynników, który sprawił, że pomysł z rozwojem firmy wycieczkowej poszedł w końcu w odstawkę.
Nie da się tworzyć społeczności z ludzi, którzy wpadają raz w życiu na weekend do Krakowa i szukają - inteligentnej i ambitnej, ale jednak rozrywki.
A inspirowałam się na starcie amerykańskimi blogami i vlogami, przede wszystkim Marie Forleo, Laurą Roeder, Danielle Laporte.
2. Kiedy po raz pierwszy poczułaś wiatr w żaglach i zdałaś sobie sprawę, że Twoja Szkoła odniesie sukces?
To zależy jak zdefiniujemy słowo sukces.
Dla mnie oznacza ono robienie czegoś, co mnie ekscytuje i jednocześnie pozytywnie wpływa na życie innych ludzi. Od początku wiedziałam, że to co robię ma sens i jest potrzebne.
Przez dłuższy czas „poszukiwałam” swojego stylu działania, czy też różnych form wyrazu.
Po dwóch latach doszłam do punktu, w którym mogłam zrezygnować z „dorabiania” i zaczęłam się utrzymywać tylko i wyłącznie z pracy w ramach mojej firmy.
Na pewno takim bardzo przyjemnym „wiatrem w żaglach” był artykuł o Szkole w Wysokich Obcasach w 2013 i fala zainteresowania innych dużych mediów tym co robię.
3. Jakie są, Twoim zdaniem, najważniejsze kroki milowe w rozwoju własnego biznesu?
Jest taki podział, bodajże autorstwa Todda Hermana:
- Dream Up,
- Start Up,
- Ramp Up,
- Scale Up i
- Leader Up.
Te nazwy opisują różne fazy.
W Dream Up jest tylko pomysł i zadaniem jest praca nad wizją, zbadanie w jaki sposób rezonuje ona z naszymi potencjalnymi klientami - zobaczenie kim są nasi klienci.
W fazie Start Up zaczynamy działać - to często bardzo ekscytująca, nerwowa i chaotyczna faza, czysta wizja styka się tutaj z brudem rzeczywistości, wiele hipotez ulega weryfikacji.
W fazie Ramp Up mamy już klientów i biznes się kręci, a wyzwaniem jest stworzenie struktury, która go jak najlepiej wspiera.
Scale Up i Leader Up to moim zdaniem opcjonalne etapy - skalowania biznesu (ukochany ruch specjalistów od online marketingu) oraz faza kiedy jesteśmy liderem w naszej branży i ważne jest jedynie, aby się rozwijać i nie stać w miejscu.
Jedyne co mi się nie podoba w tym modelu to, to, że nie pokazuje on gdzie jest w tej układance miejsce na kryzysy, które uważam, są nieuniknioną częścią biznesu, a także - jeśli właściwie je potraktujemy, mogą być paliwem ewolucyjnym dla tego, co robimy.
4. Jak testowałaś swój model biznesowy? Co w tym zakresie poleciłabyś początkującym?
Akurat ja nie testowałam nic na samym starcie, co oczywiście stawia mnie w nieco niekorzystnym świetle, bo przecież dużo mówię o testowaniu swoich pomysłów.
Na samym początku wiedziałam, że w innych miejscach na świecie taki model się sprawdza i miałam coś w rodzaju socjologicznej intuicji (podpartej zresztą dyplomem magistra socjologii).
Natomiast później bardzo dużo czasu poświęciłam na różne formy testowania swoich pomysłów, od ankiet (które uwielbiam), przez wywiady pogłębione, po tworzenie tak zwanych „produktów beta” i patrzenie jak ludzie na nie reagują.
Lubię tą ostatnią formę testowania, bo mam świadomość, że często deklaracje nie pokrywają się z faktycznymi zachowaniami konsumenckimi.
Gorąco polecam pogłębione rozmowy z tak zwanym „idealnym klientem”, czyli kimś do kogo adresujemy swoją ofertę.
5. Jakie narzędzia marketingu internetowego wykorzystywałaś, żeby zbudować własną markę?
Newsletter. Content marketing. Grupy na Facebooku. I tyle.
Nie jestem fanką nadmiaru. Moja grupa docelowa jest dość biegła w świecie on-line, ale używa go w specyficzny sposób.
Moje klientki to osoby 25+, a nawet 30+, rzadko używające Snapchata, Twittera, nawet dla niektórych Instagram to terra incognita.
6. Jakie narzędzia promocji oceniasz jako najskuteczniejsze w przypadku działającego już biznesu?
To wszystko bardzo zależy od branży i typu biznesu.
Ale jest jedna uniwersalna rzecz - zabrzmię pewnie jak tradycjonalistka - dobra historia i dobre doświadczenie konsumenckie. Coś, co sprawia, że chce się o danym biznesie opowiedzieć znajomym. I nieważne, czy jest to nowa apka, foodtruck wegański czy usługa fumigacji piwnic.
Czasem dobre doświadczenie konsumenckie to po prostu szybkie i sprawne rozwiązanie palącego problemu.
Ale często chodzi o dużo więcej, niż o ulgę.
Jako twórcy biznesów powinniśmy się starać, aby nasz klient bardzo dobrze się poczuł.
Emocje są kluczową sprawą przy podejmowaniu decyzji konsumenckich. Może mówię tak, bo jestem kobietą… W każdym razie uważam, że możemy i będziemy tworzyć wciąż nowe narzędzia do promocji, w miarę jak będzie postępował rozwój technologiczny.
Ale po drugiej stronie interfejsu jest wciąż człowiek - głodny nowości, ciekawy, mający stały zestaw potrzeb.
Jako ludzie, kochamy historie i bardzo lubimy wyjątkowe przeżycia. Umiesz je zapewnić swoim klientom, to będą sami cię promować.
7. Prowadzisz cotygodniowy newsletter - Pocztę Pantoflową - która ma już ponad 7500 subskrybentów. Jak newsletter pomaga Ci w prowadzeniu biznesu i jakimi treściami dzielisz się za jego pośrednictwem?
Bardzo mi pomaga! Przede wszystkim skraca dystans. Zamienia obce osoby w niemalże koleżanki, czasem fanki, a czasem po prostu lojalne czytelniczki, które z ciekawością czekają na wtorkową Pocztę Pantoflową, bo wiedzą, że znajdą tam coś inspirującego, czasem głębokiego, czasem zabawnego.
Zdarza mi się pisać o sobie - staram się tutaj zachować pewien dystans, nie jestem blogerką, która relacjonuje śwatu swój przebieg dnia, łacznie z tym, co zjadła na śniadanie, ale czasem dzielę się tym, że gorzej się czuję, albo poniosłam jakąś porażkę.
To ma taki efekt, że buduje więź i kruszy mit, że jak jest się „odnoszącą sukcesy panią z internetu”, to życie usłane jest różami.
Lubię też dzielić się rzeczami, które u mnie wywołują ekscytację i potem obserwować, jak moje czytelniczki ją podłapują.
Jeżeli natomiast chodzi o sprawy biznesowe - newsletter jest też moim głównym narzędziem sprzedaży, dzięki któremu informuję o swoich kursach, czy też umożliwiam zakup mojej książki.
Często też polecam, najczęściej na czysto koleżeńskich zasadach, inicjatywy „latających kobiet” z całej Polski.
8. Jakimi radami możesz się podzielić z naszymi czytelnikami, jeśli chodzi o zbudowanie wokół siebie lojalnej społeczności?
Wiem, że teraz panuje moda na „budowanie społeczności”, bo wiele osób myśli, że „społeczność” to taka żywa baza potencjalnych klientów, która napędza samą siebie, nie musimy zbyt wiele robić, oprócz odcinania kuponów.
Ja do końca nie rozumiem tego pojęcia i tego jak ono jest używane we współczesnym marketingu. Za długo studiowałam socjologię, żeby przyjąć obiegowe wyjaśnienia.
Czym innym - moim zdaniem - jest budowanie społeczności wokół bloga, wokół gry komputerowej, wokół lokalnego klubu muzycznego, czy wokół inicjatywy jaką jest moja Latająca Szkoła.
Natomiast mogę wypowiedzieć się w kwestii lojalności - lojalność buduje się poprzez zaufanie. A do zaufania wiedzie droga nazywana czasem w marketingu „know - like - trust”, najpierw ktoś musi nas poznać, potem polubić, a w końcu zdobywamy jego zaufanie.
To jest proces. Tego nie zbuduje się w weekend. Taka nieco banalna odpowiedź brzmi: „z regularnością maniaka dostarczaj ludziom interesujących ich treści i stwórz im możliwość interakcji”.
Na pewno pomocne jest wykorzystywanie mocy symboli i języka - grupa, która ma własny „język”, którym się posługuje, czy też własne, czasem niezrozumiałe dla innych kody, mocniej się integruje.
9. Który moment w działalności Latającej Szkoły dał Ci najwięcej satysfakcji?
Satysfakcję czuję bardzo często. Dostaję dużo maili od kobiet, które nigdy nic ode mnie nie kupiły, ale piszą, że Latająca Szkoła dodaje im skrzydeł nawet na odległość. I dziękują mi za to, co robię.
Uwielbiam obserwować jak pączkują różne inicjatywy, na które nie mam bezpośredniego wpływu, ale które nie powstałyby gdyby nie Latająca Szkoła. Kocham Zloty, mój zespół zlotowy złożony ze szczerozłotych kobiet, przygotowania do Zlotu i jego realizację.
No i kocham kobiety, które dzięki Szkole poznałam. Najlepsze kobiety w całej Polsce, mówię czasem z przymrużeniem oka, bo w głębi duszy nie wierzę, że ktoś jest lepszy od kogoś innego.
Ale faktem jest też, że poznałam masę odważnych, szczerych i twórczych kobiet i to zmieniło dogłębnie to, jak widzę świat i na przykład kraj, w którym mieszkam.
10. Jaką radę masz dla kobiet początkujących w biznesie?
Przygotuj się na emocjonalny rollercoaster. Biznes to nie rurki z kremem.
Myślę, że to ważne szczególnie dla kobiet, żeby wiedziały, że sinusoida emocjonalna to w biznesie codzienność i żeby odnajdywały się w tym, były jak surfer, który płynie po wzburzonym oceanie i czasem doznaje euforii, ale równie często spada z deski i musi się na nią z powrotem wgramolić.
To jest taki truizm, ale większość osób nie jest na to przygotowanych i bardzo cierpi, bo coś im nie wyjdzie, ktoś je skrytykuje, albo okaże się, że żeby odnieść sukces trzeba robić dużo nieprzyjemnych rzeczy, leżących całkiem z dala od strefy komfortu.
Jeśli jesteś perfekcjonistką, to wyluzuj, bo inaczej dorobisz się nerwicy. Poza tym zrób porządną kalkulację na start. Większość osób w ogóle tego nie robi i inwestuje dużo energii w pomysł, który od początku był „wacikowy”. I dbaj o siebie trzy razy bardziej, niż do tej pory.
Biznes pochłania energię. Szczególnie jeśli ma „latać”, potrzebuje naszej najwyższej kreatywności, pewności siebie, otwartości i empatyczności.
Ciężko wykrzesać z siebie te jakości, jeśli jak to się mówi kolokwialnie, używając motoryzacyjnej metafory, „jedzie się na oparach”. A tak robi wiele kobiet, szczególnie matek - rozkręcają biznes resztkami sił, są hiperdzielne, pracowite, ale zapominają o odpoczynku, o regeneracji, o czasie dla siebie.
I niestety ma to bardzo złe skutki.